Wszystko jest ideologią
September 24, 2019
Istnieje pewna grupa strategii dyskusyjnych, która polega na „przeskakiwaniu” pomiędzy różnymi wersjami swojego stanowiska, co może dawać wykorzystującemu je pewne przewagi w rozmowie. Przykładowo, jeżeli nikt tak naprawdę nie wie, której wersji stanowiska broni, łatwo jest zarzucić każdemu kontrargumentowi rozmówcy nieprawidłowe zrozumienie problemu, bądź wręcz celowe „bicie chochoła”„Bicie chochoła”, tj. strawman fallacy, profesjonalnie określane też jako sofizmat rozszerzenia, polega na celowym przeinaczeniu stanowiska rozmówcy tak, aby łatwiej było je obalić. . Często tego typu zagrania opierają się też na ekwiwokacji — tj. używaniu tych samych słów w różnych miejscach rozumowania w różnym znaczeniu, podczas gdy rozumowanie mogłoby być poprawne tylko o tyle, o ile użycie słowa byłoby konsystentne; jeżeli rozmówca się w tym nie zorientuje, łatwo jest przemycić twierdzenia, która byłyby trudne do obrony w inny sposób. O jednej ze strategii tego typu — sofizmacie prawdziwego Szkota — już tu pisałem. Dzisiaj będzie o innej, którą — jakkolwiek zarzuty jej użycia w praktyce pojawiają się znacznie rzadziej — można zaobserwować w znacznej większości popularnie dyskutowanych tematów.
Śledząc typowe tematy dyskusji internetowych wyraźnie można zaobserwować niedawny wzrost zainteresowania tematyką związaną z LGBT — spory z tym związane są zresztą ogólnie dosyć ciekawe z punktu widzenia analizy strategii dyskusyjnych, ze względu chociażby na dość szerokie wykorzystanie różnego rodzaju ramowania, osadzania wielu rozumowań na dosyć chwiejnych asocjacjach, etc.. Tutaj jednak chciałbym się skupić tylko na jednej kwestii, która charakteryzuje akurat stronę sprzeciwiającą się postulatom LGBT, a z którą strona popierająca dość często słabo sobie w dyskusjach radzi. Mowa o pewnym specyficznym rodzaju ramowania, polegającym na charakteryzowaniu wszelkich działań związanych z walką o prawa osób LGBT jako ideologii LGBT. Problem jest tu taki, że sam opis czegoś jako ideologii jest tu obliczony przede wszystkim na korzystanie z negatywnych skojarzeń dotyczących m.in. doświadczeń związanych z komunizmem, postulowanie istnienia jakiegoś rodzaju wojny kulturowej, czy też ogólnie zarzucanie uczestniczącym w danym ruchu bycia zideologizowanymi, a więc bezrefleksyjnymi i zmanipulowanymi — byłby to rzeczywiście dość poważny zarzut, gdyby nie to, że proponent takiego opisu poproszony o uzasadnienia, ucieka na ogół do dużo słabszej tezy i stwierdzenia, że jest to ideologia, bo po prostu ludzie uczestniczący w marszach równości mają jakiś zbiór wspólnych wartości i walczą o ich przestrzeganie, a także można ich powiązać z jakimś nurtem myślowym, bo istnieli pewni myśliciele, którzy twierdzili coś podobnego. Nie trzeba być specjalnym znawcą tematu, żeby zauważyć że te dwie wersje tezy są ze sobą bardzo luźno powiązane — uzasadnienie drugiej i powrócenie potem do pierwszej nie wydaje się więc zbyt uczciwe.
Nicholas Shackel (2005) nazwał tego typu strategię motte-and-bailey. Nazwa jest analogią do pewnego rodzaju obiektu o cechach obronnych — motte to niewielkie wzgórze bądź kopiec, na którym umieszczona jest wieża mieszkalno-obronna, która jest stosunkowo łatwa w obronie przed ewentualnym atakiem. Motte jest otoczone przez bailey, czyli rodzaj podgrodzia, które może być samo otoczone palisadą, ale jest trudniejsze w obronie niż wzgórze. W razie ataku można się więc wycofać do wieży obronnej aby zwiększyć swoje szanse. Jako strategia dyskusyjna motte-and-bailey działa dosyć podobnie — używający przeskakuje pomiędzy łatwą w obronie i możliwą do wsparcia dosyć mocną argumentacją, ale też dość nieimponującą tezą oraz jej wersją, która jest w jakiej mierze podobna, ale ma dużo dalej idące konsekwencje i jest dla argumentującego pożądana, ale przy tym byłaby sama w sobie trudna w obronie. O ile strategia nie zostanie zaobserwowana, jej stosowanie jest dość łatwe — proponent głosi bardziej spektakularną wersję, a przymuszony do obrony wycofuje się do wersji łatwiejszej w obronie; następnie — gdy obrona okaże się udana — powraca do głoszenia wersji, na którą powoływał się na początku.
Te dwa etapy są konieczne, aby uznać że mamy do czynienia z motte-and-bailey. Samo przejście z pozycji trudniejszej w obronie do wersji łatwiejszej i udawanie, że to o nią od początku chodziło — czyli coś, co Kukla (2000, p. x) określa jako reverse switcheroo — nie musi koniecznie skutkować późniejszym powróceniem do tezy pierwotnej. Przykładem jest tu np. postulowane przez Świadków Jehowy powtórne przyjście Jezusa w latach 1873-74. W momencie kiedy było już oczywiste, że proroctwo nie może się spełnić, proponenci zaczęli głosić, że Jezus przyszedł tak, jak to zostało od początku przewidziane, ale jako niewidzialny duchowy byt (Zygmunt 1970). Redefiniowanie nieudanych proroctw i udawanie, że zawsze o to w nich chodziło, co umożliwia odrzucenie wszelkiej empirycznej falsyfikacji rzecz jasna nie łączy się z późniejszym powrotem do wyjściowego twierdzenia. Dopiero przełączanie się pomiędzy obydwoma wersjami „tam i z powrotem” możemy określić jako tę strategię.
Zarzuty co do użycia tego typu strategii stawiane są wobec różnych grup i tego typu metoda poruszania się pomiędzy twierdzeniem banalnym a twierdzeniem trudnym w obronie pojawia się w dyskusjach dość często i bywa niezauważana. Shackel np. opisywał ją jako coś stosowanego typowo przez postmodernistów, Gellner (1984, p. 72) postawił kiedyś podobny — chociaż jeszcze nie w pełni skrystalizowany — zarzut filozofii lingwistycznej. Dość chętnie po motte-and-bailey sięgają też środowiska pseudonaukowe — przykładowo kreacjonistyczna nieredukowalna złożoność postulowana przez Behego oparta jest tezie, która polega mniej więcej na tym, że jakikolwiek prekursor nieredukowalnie złożonego systemu, w którym brakuje jakiejś części jest z definicji niefunkcjonalny (Behe 2006, p. 39), co miałoby podważać możliwość wyewoluowania pewnych systemów. Problemów z takim stanowiskiem jest kilka, najprostszy taki, że już uprzednio istniejący, funkcjonalny system może przecież zyskać w wyniku selekcji dodatkową funkcję. Behe w obliczu tego typu zarzutów przeskakuje do bardziej trywialnego twierdzenia, że już istniejące systemy biologiczne przestają funkcjonować, gdy usunie się z nich jeden bądź więcej komponentów.
Wróćmy do rozważanego przez nas przykładu. Jak już ustaliliśmy charakterystyczną cechą motte-and-bailey jest podmiana konceptów pomiędzy tezą banalną, a tezą właściwą, tj. taką która jest wymagana dla stanowiska proponenta, w taki sposób, że proponent powołuje się na tezę właściwą, a w obliczu zarzutów wycofuje się w obronie do tezy banalnej, po czym traktuje tę obronę tak, jakby była uzasadnieniem tezy właściwej. Żeby dobrze scharakteryzować stanowisko, o którym mówimy trzeba się najpierw przyjrzeć w jakim celu w ogóle rozważane tezy są wypowiadane. Z moich obserwacji wynika, że cele są dwa. Po pierwsze zasugerowanie, że środowiska LGBT to jest coś, co należy zwalczać, gdyż są to zideologizowane grupy szkodzące społeczeństwu bądź kulturze. Drugim celem jest dysocjacja, tj. strategia retoryczna, w której jeden koncept jest podzielony na dwa (Perelman, & Olbrechts-Tyteca 1969)Sama w sobie dysocjacja oczywiście nie zawsze musi być nieuczciwa, konieczne jest więc oddzielne rozważenie zasadności wprowadzonego podziału — tutaj jednak rozważamy raczej sposób w jaki dysocjacja jest wspierana przez wyjściową tezę i czy ten sposób jest poprawny. . W tym wypadku dysocjacja konceptów polega na podzieleniu całego pojęcia LGBT na ideologię oraz na ludzi — prowadzi to do ustanowienia ramowania, które zapewnia już na starcie kilka retorycznych sukcesów: (1) atak na stanowisko jest lepiej odbierany niż atak na ludzi, (2) korzystając z negatywnych konotacji słowa ideologia łatwo jest postawić się w roli obrońcy ludzi przez tę ideologię zmanipulowanych, a więc kogoś, kto nie tylko nie atakuje osób LGBT, ale wręcz jest ich sprzymierzeńcem.
Słowo ideologia jest wieloznaczne, tj. może się wiązać z kilkoma różnymi konceptami; fakt ten powoduje, że dość łatwo jest wykorzystać je do strategii opartych na podmienianiu konceptów — a więc także do motte-and-bailey — poprzez prostą ekwiwokację. Dzięki takiemu zabiegowi dwie dokładnie tak samo brzmiące tezy, mogą de facto oznaczać coś zupełnie innego, co ułatwia niezauważone przez rozmówców powracanie do tezy właściwej po obronie tezy banalnej. W rozważanym przypadku obie tezy brzmią więc tak samo: „LGBT jest ideologią”, a samo stosowanie omawianej strategii polega na przeskakiwaniu pomiędzy różnymi znaczeniami słowa ideologia. Kluczowym jest, że w obu wyszczególnionych wyżej celach słowo to występuje w bardzo konkretnym znaczeniu i jest to znaczenie, przy którym teza byłaby znacznie trudniejsza do obrony.
Oba cele, które rozważana argumentacja ma za zadanie osiągnąć są ściśle powiązane z negatywnymi konotacjami, jakie przypisujemy słowu ideologia, a które są w pewnym sensie spadkiem po myśli marksowskiej i użyciu tego słowa po pierwsze w teorii marksowskiej, a po drugie roli, jaką pełniła w propagandzie. Ideologia w rozumieniu marksowskim miała trzy znaczeniaZnaczenia wymieniam tu za PWN. — po pierwsze jako ogólny system pojęć i postaw, charakteryzujący społeczeństwo w danej epoce; po drugie jako tzw. fałszywa świadomość, a więc system poglądów ukierunkowany na afirmację aktualnego stanu rzeczy, który — jak sama nazwa wskazuje — powoduje że ludzie przyjmują za prawdziwe poglądy, których iluzja prawdziwości jest uzasadniona jedynie istnieniem tego stanu rzeczy; po trzecie jako system poglądów charakteryzujący interesy jakiejś klasy i moblizujący ją do walki o władzę w celu przekształcenia rzeczywistości zgodnie z interesem tej klasy. Ze znaczenia drugiego wywodzą się skojarzenia dotyczące ideologii jako czegoś zaciemniającego wyznającym ją obraz świata, czegoś co powoduje, że poddani są pewnej iluzji i nie są w stanie zauważyć rzeczywistego charakteru tej ideologii — innymi słowy skojarzenie z czymś, co wykorzystuje wyznających ją ludzi i powoduje, że nie są w stanie samodzielnie myśleć i ma na celu zniewolenie umysłów. Coś w tym duchu mówi np. Terlikowski:
Ideologia LGBT, wbrew temu co się powtarza, ma inne cele niż wyłącznie zdobycie równych praw. Jej celem jest doprowadzenie do całkowitego zakazu posiadania innych poglądów niż te, które reprezentują jej zwolennicy. Sprawa profesora Nalaskowskiego pokazuje też kolonialny syndrom sporej części polskiej kadry naukowej, która nie jest w stanie samodzielnie myśleć, tylko kopiuje, kseruje rozwiązania zachodnie. Nie ma tu próby nawet własnego pomyślunku.Cytat pochodzi stąd.
Ze znaczeniem trzecim jest powiązane rozumienie ideologii jako pewnej frakcji, mającej na celu przede wszystkim walkę o władzę i wpływy, po to aby przekształcać rzeczywistość według swojej wizji. Często więc w narracji stawia się naprzeciw niej rzekomy naturalny stan rzeczy czy też elementarne zasady, z którym ta ideologia walczy. Przykładem takiej ramy wojny są wypowiedzi Nalaskowskiego (który akurat od określenia LGBT jako ideologii się odcina, ale tylko po to by sięgnąć po jeszcze mocniej nacechowane sformułowanie):
Istnieje doktryna LGBT – to nie jest żadna ideologia; LGBT to doktryna wojenna, to wojna toczona przeciwko chrześcijaństwu. Cytat pochodzi stąd.
oraz:
[Chrześcijaństwo] zabrania wszystkiego: trzeba być przyzwoitym, trzeba szanować matkę, nie trzeba kłamać – a to jest trudne, nie trzeba kraść – a to jest jeszcze trudniejsze, nie trzeba cudzołożyć – a to jest paskudnie nieprzyjemne. (…) To trzeba zniszczyć, żeby po prostu żyło się wygodniej, bez ograniczeń.
Typowe jest też łączenie organizacji LGBT z „konfliktem klasowym” i sugerowanie wojny, która miałaby być zazwyczaj ukierunkowana na niszczenie rodziny i daleko idące przekształcenie społeczeństwa; przykładowo:
Tak naprawdę już Marks i Engel uważali monogamię za „absurdalne założenie”. Według nich w tradycyjnej rodzinie mąż jest burżujem zniewalającym żonę-proletariuszkę. Rodzina, według ideologów komunizmu, jest owocem własności prywatnej. Mężczyzna, gromadząc własność prywatną, zapragnął zapewnić sobie spadkobiercę. Toteż – poprzez monogamię – zniewolił kobietę, aby wiedzieć kto jest jego potomkiem. Prawdziwy komunizm nie jest więc możliwy, dopóki istnieje rodzina. Wprowadzenie marksistowskiego „raju” wymaga więc zniszczenia rodziny.Cytat pochodzi stąd
Przykład wykorzystania otwarcia przez tę narrację drogi do dysocjacji w rozumowaniu można natomiast zaobserwować chociażby tutaj:
Tacy, jak James Martin, przekonują, że osoby LGBT to ewangeliczni ubodzy, prześladowani, wyrzucani na margines. Zrozumiani, przyjęci z otwartością, mogliby wzbogacić życie Kościoła. Tyle że oznacza to praktyczne uleganie ideologii LGBT, a w konsekwencji zgodę na odejście od biblijnej, chrześcijańskiej antropologii i zmianę tak podstawowych pojęć, jak: małżeństwo, rodzina, płeć. Lobby LGBT to nie ubodzy tego świata, ale potężna medialno-polityczna machina. Toczy się ona przez świat jak walec zmieniając prawo stanowione, negując prawo naturalne, ingerując w wychowanie dzieci począwszy od przedszkoli, psując kulturę. Zupełnie inaczej niż Martin uważam, że dzisiaj proroczy głos Kościoła polegałby na odważnym przeciwstawieniu się ideologii LGBT, a nie na szukaniu w niej dobra. Na powrocie do nauki Pawła Apostoła, a nie na przyjmowaniu lewicowo-liberalnego punktu widzenia. Szacunek i zrozumienie należy się konkretnym osobom, ale nie szkodliwej ideologii głoszonej przez aktywistów LGBT.Cytat pochodzi stąd
Oczywiście powyższe cytaty nie ilustrują wykorzystania w praktyce motte-and-bailey, które z natury ma charakter dialogiczny i objawa się na ogół dopiero w dialogu pomiędzy dwoma rozmówcami. Pokazują jednak jaka jest narraccja, od której wychodzi wielu prawicowych dyskutatów w toku sporu na różnych portalach społecznościowych, a która to narracja, jako dominująca w prawicowym dyskursie, ustanawia pierwotną tezę, będącą punktem wyjścia w argumentacji wielu ludzi.
Przykład zmiany z dominującej narracji na słabszą tezę możemy zaobserwować chociażby tutaj:
Czemu chcą ukryć jej istnienie i wmówić, że przeciwnicy ideologii LGBT nienawidzą ludzi, chcą ich dyskryminować, a nawet eksterminować? Czemu kłamią?
Ideologia to zbiór wartości, przekonań, idei i poglądów opisujących i oceniających rzeczywistość. To wizja świata istniejącego i projekcje przyszłości. Ideologia to również zbiór zasad postępowania ruchów społecznych, partii politycznych, grup mniejszościowych, u podstaw którego tkwi świadome dążenie do realizacji określonego interesu klasowego, grupowego albo narodowego.Cytat pochodzi stąd
po czym po wymienieniu poglądów kilku postaci historycznych — którego to wymienienia rzetelność musi pozostać w tym wpisie nieprzeanalizowana — następuje powtórny przeskok:
Kłamią, by ogłuszyć opinię publiczną zarzutem, że brak zgody na ideologię LGBT oznacza nieakceptowalną nienawiść do ludzi. Chcą, z osób broniących swoich dzieci przed deprawacją, broniących Kościoła i instytucji tradycyjnej rodziny, zrobić potworów, by w końcu wyeliminować ich z życia publicznego. Wyrzucić z pracy jak pracownika Ikei, wsadzić do więzienia na ponad 6 lat, jak modlącą się jedynie przed klinikami aborcyjnymi Mary Wagner, a w końcu pozbawić praw publicznych i izolować.
Ogólnie więc teza właściwa rzeczywiście wspierałaby wprost pomysł, że ludzie uczestniczący w środowiskach LGBT są zideologizowani, zmanipulowani oraz że cały ruch ma na celu wojnę kulturową i przejęcie władzy po to, aby niewolić umysły obywateli i przekształcić świat zgodnie ze swoimi interesami. Podobnie gdyby ta teza była prawdziwa, zasadne byłoby zastosowanie dysocjacji pomiędzy ludźmi a ideologią, gdyż ludzie byliby tylko wykorzystywani w walce o władzę. W czym więc problem?
Przede wszystkim w tym, że wykazanie czegoś takiego wymaga uzasadnienia dość wątpliwych twierdzeń. Po pierwsze, żeby grupa ludzi — i to jeszcze tak duża — była wykorzystywana w walce o władzę oraz zmanipulowana, konieczne by było istnienie jakiejś mniejszej grupy, która manipuluje i wykorzystuje, a pozostaje ukryta za właściwym ruchem. Co sprowadza się zasadniczo do teorii spiskowej, w które wiara z natury jest trudna do usprawiedliwienia. Po drugie walka o swoje prawa i zmiany prawne czy też społeczne to niekoniecznie jest niewolenie umysłów, ani całościowe przekształcanie świata pod swoje interesy. Nie powiedzielibyśmy przykładowo, że ludzie walczący o zniesienie niewolnictwa, to była groźna ideologia niewolników, chociaż rzecz jasna zmiany o które walczono były daleko idące. O zideologizowanym przekształcaniu świata można mówić dopiero, gdy cały ruch byłby oparty na przejęciu i umocnieniu swojej władzy oraz ingerowaniu w różne sfery życia, aby ustawić się na uprzywilejowanej pozycji. To jednak znowu sprowadza się do pomysłów w stylu tego, że LGBT jako takie dąży do jakiegoś wszechogarniające parapolicyjnego państwa wymuszającego polityczną poprawność na obywatelach. Problemem jest też kwestia dysocjacji — jeżeli idee i poglądy, które głosi jakiś ruch społeczny są elementarnymi prawami związanymi z uczestniczącymi w nim ludźmi, to trudno byłoby powiedzieć, że uderzając w ten system poglądów nie uderza się równocześnie w ludzi. Przykładowo trudno powiedzieć, że atak na poglądy dotyczące prawa do głosowania kobiet nie był jednocześnie atakiem na sufrażystki czy ogólniej kobiety, skoro te prawa dotyczyły nadania im elementarnych uprawnień. W końcu nie można nazwać wszelkich przemian kulturowych walką z kulturą czy jej dekonstrukcją. Kultura jako taka ulega ciągłym zmianom — zazwyczaj zresztą jest tak, że zmiany te jedna strona sporu ramuje jako niszczenie kultury, a druga jako postęp — i gdyby uznać, że wszelkie przemiany są jej niszczeniem, to trzeba by uznać, że niszczona jest raz za razem na przestrzeni dziejów. Dlatego też określenie jakiejś konkretnej przemiany jako destrukcyjnej wymagałoby dosyć obszernych wyjaśnień, których w tym przypadku nikt nie dostarcza.
Ponieważ więc obrona czegoś takiego byłaby karkołomna często można zaobserwować przeskok do dużo bardziej banalnej tezy, opartej na bardziej słownikowym, pozbawionym tych wszystkich konotacji, znaczeniu słowa ideologia, tj. po prostu jako jakiegokolwiek systemu poglądów, idei i pojęć, jakie posiada jednostka lub grupa ludziSłownikową eksplikację słowa wziąłem stąd, podobną można znaleźć także tu. . Jest oczywistym, że osoby związane z ruchami LGBT mają jakiś system poglądów, bo każdy ma poglądy, a każdy ruch społeczny jest oparty na łączeniu ludzi o podobnych — chociaż na konkretne sprawy — poglądach. To, że tak jest nie powoduje jednak, że każdy ruch można określić jako ideologię w znaczeniu, w jakim to słowo jest używane we wcześniej rozważanej wersji tezy. Samo posiadanie poglądów — nawet współdzielonych przez grupę — nie uzasadnia ani tego, że osoby je wyznające są zmanipulowane i wykorzystywane, ani że chcą niewolić umysły innych poprzez odmawianie im prawa do odmiennych poglądów. Podobnie nawet jeżeli te poglądy są sprzeczne z dominującymi w danej kulturze, nie oznacza to, że prowadzi się walkę z kulturą — może to być np. zwrócenie uwagi na to, że w danej kulturze pewne normy uderzają w niektóre grupy społeczne i wiązać się to może np. z przekonaniem, że naprawienie tego błędu jest dla kultury jakiegoś rodzaju moralnym rozwojem — trudno wtedy powiedzieć, że ktoś taki chce niszczyć kulturę. Wreszcie nie wydaje się aby wszelkie typy poglądów dało się w elegancki sposób zdysocjować od posiadających je osób — krytyka, zwłaszcza przesadzona, pewnych przekonań będzie się wiązała siłą rzeczy z krytyką osób je wyznających. Przykładowo walka z poglądem, że dozwolone powinno być przeprowadzanie obrzędów związanych z wyznawaną religią jak najbardziej jest jednocześnie walką z ludźmi wyznającymi daną religię — chęć odebrania praw do przeprowadzania mszy katolickim księżom jest ewidentnym atakiem na katolikówZaznaczam tu, że to zdanie nie stanowi argumentu z analogii, a jedynie sugestię, że istnieją pewne przypadki, w których trudny byłby atak na poglądy i ich realizację bez ataku na osoby. .
To wszystko powoduje, że banalna wersja tezy, dotycząca po prostu posiadania systemu poglądów i idei przez osoby związane ze środowiskami LGBT, nie jest w stanie wesprzeć niczego istotnego w tej dyskusji, ani tym bardziej osiągnąć celów, jakie chciałyby retorycznie osiągnąć osoby posługujące się omawianą narracją. W końcu z tego, że pewna grupa ludzi X posiada pewien system poglądów Y nie wynika nic dla tej grupy negatywnego. Podobnie jak z tego, że podobne poglądy wyznawali kiedyś już jacyś myśliciele i dałoby się zaprezentować jakichś historyczny rozwój idei. W takim bowiem sensie właściwie każdy zespół poglądów jest ideologią.
Próby odparcia tej taktyki, jakie udało mi się zaobserwować, były na ogół też dosyć słabe perswazyjnie. Pierwsza to próba zasypania dysocjacji poprzez zwykłe stwierdzenie, że pomiędzy ludźmi a ideami brak jest granicy, druga to stwierdzenie, że wcale nie ma żadnej ideologii, a trzecia wypytywanie o to, gdzie są spisane dążenia tej ideologii. Wszystkie te próby obrony wydają się dość nieszczęśliwe — pierwszą można łatwo ramować jako brak argumentów i „zakrzykiwanie rzeczywistości”, druga jest już niejako odparta przez banalną wersję tezy, a trzecia jest oparta na błędzie — ideologia w jakimkolwiek rozumieniu nie musi przecież mieć żadnego statutu.
Artykuł wyszedł dłuższy niż planowałem, więc większej analizy skutecznych odpowiedzi nie będzie — najprostszą i najlepszą merytorycznie będzie rzecz jasne po prostu opisanie, że rozmówca posłużył się motte-and-bailey i wyjaśnienie dlaczego ekwiwokacji między różnymi znaczeniami słowa ideologia nie można wykorzystywać w danej argumentacji. Inną, zapewne skuteczniejszą, ale równocześnie bardziej podatną na zarzuty o błędną analogięA także — jeżeli nie dostarczy się dodatkowych uzasadnień, że rzeczywiście mamy do czynienia z identyczną strukturą rozumowania, a nie tylko podobnie brzmiącą wypowiedzią — mniej merytoryczną. jest podstawienie w rozumowaniu „LGBT” na podmiot, przy którym rozumowanie wyjściowe byłoby dla rozumującego nie do przyjęcia. Coś takiego zastosował np. prof. Bilewicz na twitterze:
Nie mam nic do Polaków. Ale chodzi od ideologię kryjącą się pod słowem “Polacy”. Od dawna pod tym słowem nie kryje się naród, tylko niszcząca ideologia. Ideologii tej trzeba się zdecydowanie przeciwstawić. [Próbuję zrozumieć sposób myślenia obecny dziś na prawicowym twitterze]Cytat pochodzi stąd
***
Behe, M. J. (2006). Darwin’s black box: the biochemical challenge to evolution (10th Anniversary Edition). New York, NY: Simon and Schuster.
Gellner, E. (1984). Słowa i rzeczy, czyli nie pozbawiona analizy krytyka filozofii lingwistycznej (T. Hołówka, trans.). Warszawa: Książka i Wiedza.
Kukla, A. (2000). Social constructivism and the philosophy of science. New York: Routledge.
Perelman, C. and Olbrechts-Tyteca, L. (1969). The New Rhetoric: A Treatise on Argumentation. University of Notre Dame Press, Notre Dame, IN.
Shackel, N. (2005). The Vacuity Of Postmodernist Methodology. Metaphilosophy, 36(3), 295–320. doi: 10.1111/j.1467-9973.2005.00370.x
Zygmunt, J. F. (1970). Prophetic Failure and Chiliastic Identity: The Case of Jehovah’s Witnesses. American Journal of Sociology, 75(6), 926–948. doi: 10.1086/224846